przepowiednie.pl

wpisano: 28.06.2012
Z życia wzięte III
No tak. Pojawiłem się w tym mieście trochę wcześniej, ale miasto zobaczyło mnie 22.08.1963 coś po piątej rano. Ledwie się pojawiłem obwieściłem obecnym przy tym wydarzeniu kim jestem i po co przybyłem. Ale, że oni odebrali to jako wrzask ledwo co urodzonego niemowlaka to moja tyrada nic nie dała. W prezencie, za to że się zjawiłem, dostałem dwa imiona cobym mógł ich używać do woli kiedy tylko mi się żywnie spodoba. Ciekawe czy jak ma się dwa lub więcej imion to ma się też tyle osobowości? Czas płynął, ja powoli rosłem aż w końcu nadszedł 01.09.1970 w którym to dniu udałem się z rana w towarzystwie rodzica do przybytku zwanego szkołą. Tam w oczekiwaniu nie wiedzieć na co stałem na podwórku. I tamże zobaczyłem po raz pierwszy pewną czarnowłosą równolatkę, która również ze swoim ojcem stała i czekała jak ja. Ujrzawszy to zjawisko miałem tylko cichą nadzieję, że los okaże się łaskawy i da mnie do tej samej klasy co ją. Okazał się łaskawy. Ale niezbyt szczodry. A nawet wręcz sępiasty. Po kilku dniach kiedy to dzielili nas na klasy, nasza wychowawczyni i naczycielka pani Dagmara usadziła nas w ławkach według swojego uznania. Nie muszę chyba pisać, że liczyłem na to, że będę siedział obok czarnulki. Ale nie. Musiała mnie posadzić za nią. Chyba na jakąś chwilę, może na dzień lub dwa posadziła mnie z nią, widocznie już wtedy miałem w miarę rozwiniętą telepatię. Ale później mnie przesadziła z powrotem. Jak ktoś ma od urodzenia, że nie może być za bardzo zadowolony z życia to niestety, przechlapane. W szkole jak to w szkole. W pierwszej klasie stopni chyba nie było, nauka zdaje się była w miarę przyjemna tylko jakoś niezgodna z miomi oczekiwaniami. Sądziłem, że będą sprawdzać jakie mamy zdolności i każdego uczyć je rozwijać. Ale prawda okazała się trochę bardziej nudna. Mieliśmy uczyć się tego co nam każą. Nawet jeżeli nie mamy na to ochoty. Kiedyś na lekcji rysunku (chyba w drugiej klasie) mieliśmy malować domy. Namalowałem jak umiałem, chociaż talentu nie mam za grosz. Dach pomalowałem w różnokolorowe dachówki, dumny że zostanę pochwalony za twórczość i inwencję. A byłem łasy na pochwały. No to czekam aż obejrzą. Były chyba wtedy dwie nauczycielki na tych zajęciach. Zaczęły oglądać ten mój rysunek i dawaj mnie pytać gdzie ja widziałem takie kolorowe dachy. I to takim tonem, że wydawało mi się, że mi zaraz głowę utną. No to chyba nic nie powiedziałem tylko zwątpiłem w sens takiej nauki. Zdaje się, że w drugiej klasie podstawówki poszliśmy do pierwszej klasy religii. Nie pamiętam czy to w pierwszej klasie religii czy może drugiej ta siostra czy jak ją tam nazywali mówiła coś o tym, że Jezus jest Chrystusem. Chyba pierwszy raz o tym słyszałem. A dlaczego o tym piszę? Bo miałem wtedy ochotę wstać i na głos powiedzieć (chyba nie powiedziałem, nie pamiętam) mniej więcej tak: proszę nie kłamać, bo to ja jestem ... Wiadomo o kogo mi chodziło. Daję słowo, że tak było. Byłem święcie przekonany, że mam prawo tak powiedzieć. No, ale w końcu chyba nie powiedziałem. Co do religii i kościoła to nigdy nie miałem ochoty żeby tam chodzić. Zwłaszcza od kościoła mnie odpychało. Na religię chodziłem z jednego powodu. Bo chodziła na nią też czarnulka. A dla mnie każda godzina spędzona w jej pobliżu to było to o co mi chodziło. Co do religii to prawie nie poszedłem do komunii. A nawet wręcz byłem zły, że mnie zmuszają do tego. Na, około tydzień przed, ksiądz miał poważne zastrzeżenia i poinformował mamę, że o ile nie opanuję na pamięć wszystkich obowiązujących prawd wiary i co tam jeszcze było, a było tego niemało to nie mam co myśleć o komunii. Mi to było na rękę, bo uważałem zmuszanie mnie do wyznawania takich reguł, za niezgodne z moimi przekonaniami. Ale mama coś mi tam nagadała i zgodziłem się dla świętego spokoju być grzecznym i posłusznym dzieckiem. W jeden dzień opanowałem to czego miałem się nauczyć i ksiądz oczywiście zgodził się żebym przystąpił do tej komunii. W sumie nie uważałem się nigdy i nadal nie uważam się za katolika. Piszę o tym po to, żeby sprawa była jasna i klarowna. Gdzieś w czasie gdy miałem chyba z dziewięć i pół lat albo ciut mniej, ale na pewno dziewięć, spotkało mnie coś takiego. Pewnego dnia, chyba po powrocie z kościoła albo religii wyszedłem wieczorem na podwórko i chyba myślałem o czymś związanym z tym co usłyszałem w kościele. Pamiętam, że myślałem wtedy o tym żeby zapamiętać ile mam lat bo kiedyś będzie mi to potrzebne. No więc miałem wtedy takie myśli, że chciałbym zostać swiętym. Bo chyba o tym było w kościele lub na religii. Wiem, że w myślach nawijałem, że ja chcę zostać świętym, że się nadaję i takie tam. Nie wiem jak to napisać, bo wiadomo, ktoś pomyśli, że to jakaś schizofrenia albo coś w tym stylu. Nie, nie nikogo nie zobaczyłem, z nikim nie rozmawiałem ani nic z tych rzeczy. Jedynie jakby ktoś (nie twierdzę, że ktoś, może ja sam, ale wyglądało jakby ktoś) mówił mi w myślach. Chodziło o to, że zaczęło się od tego, że gdy myślałem o tym, że chciałbym zostać świętym to najpierw, ale po kilku moich intensywnych deklaracjach o gotowości, pojawiła się myśl mniej więcej taka: wreszcie go znaleźliśmy. Tak jakby moje myślenie uruchomiło jakiś kontakt. Tych myśli, w sensie przynależnych do kogoś, było jakby dwa rodzaje. Tak jakby było dwóch rozmówców. No i prowadziliśmy taki myślowy dialog. Mniej więcej chodziło o to, że ja nalegałem na to, że chciałbym robić coś dla dobra ludzi, jeden z nich (od tych myśli) był jakby skłonny dać mi jakąś rolę a drugi wręcz przeciwnie. Uważał, że nie nadaję się, że w sumie narobię więcej szkody niż pożytku i w tym stylu. Ja nie odpuszczałem, oni jakby się naradzali i w końcu uznali, że niech tam. Mogę spróbować, ale na własną odpowiedzialność. No to zapytałem w myślach co miałbym robić i kim być. Tak jakbym pytał jaka rola mi przypadnie. Miałem nadzieję, że może mam być (no nie będę pisał wprost, ale można się domyślić). Ale mi stanowczo, zwłaszcza ten sceptyczny, powiedzieli, że mogę co najwyżej zostać jednym z dwóch świadków. No to pomyślałem do nich, że dobrze. Wtedy nie miałem pojęcia o żadnych dwóch świadkach - piszę to po to żeby było wiadome, że nie miałem o tym swojej własnej wiedzy. No i zapytałem co będę robił to mi tymi myślami powiedzieli, że będę wywoływał trzęsienia ziemi, że będę miał wpływ na różne wydarzenia i jeszcze więcej w tym stylu. Powiedzieli mi też jak mam to robić. Nie pamiętam, ale chyba nie do końca byłem z tego zadowolony. Miałem jakieś wątpliwości czy to dobrze, że będę robił coś takiego. Nie pamiętam co mi odpowiedzieli, ale chyba raczej mnie uspokajali. Poza tym powiedzieli mi tymi myślami, że póki co to mam od tego luz, że dopiero za jakiś czas, za ileś lat zacznę tą działalność. Prawdę mówiąc miałem wtedy poważne wątpliwości czy aby na pewno byłem pod właściwym adresem, że się tak wyrażę. Pod koniec tej "rozmowy" miałem jeszcze takie myśli, jakby pojawił się tam jeszcze ktoś, z tej, przeciwnej strony i pytał mnie czy, dokładnie nie pamiętam i nie chciałbym czegoś zmyślić, ale mniej więcej chodziło o to czy nie chciałbym skorzystać z jego oferty. Tamte głosy jakby mnie od tego odwodziły, ale ja oczywiście skorzytałem uzasadniając to tym, że, aby pokonać przeciwnika muszę jakby mieć z nim do czynienia. Mniej więcej taki był sens. Dlaczego o tym piszę? Żeby obraz był właściwy. Poza tym. Jeżeli ktoś ma chęć złożenia podobnych deklaracji to powinien wiedzieć, że może być nie tylko trudno, ale też że to jest raczej droga w jednym kierunku. I, że trzeba umieć się zabezpieczyć bo można wpaść w depresję. Co do tych wątpliwości to dokładnie nie pamiętam czy miałem je już w tym samym dniu czy może dopiero następnego bądź po kilku dniach. Ale miałem. Sądzę, że to była jakaś forma zablokowania mi tych możliwości, ta druga, przeciwna strona to pewnie też element tej blokady. Chodziło o to, że te "możliwości" są energetycznochłonne a młoda psychika narażona na takie przeciążenia mogłaby tego nie wytrzymać. Oczywiście nie wiem kim ewentualnie mogliby być moi rozmówcy oraz czy wogóle jacyś byli. Próbę rozwikłania tego rebusa pozostawiam czytelnikom. Co zaś do tych "zdolności" to je posiadam. Chociaż słowo posiadam niekoniecznie jest właściwym. Bo raczej właściwszym jest, że jestem ich użytkownikiem.

Miejsce reklamowe

Nazwa, adres, oferta - jeden miesiąc - 400,00 zł.
Czerwiec 2021 przepowiem.pl,
Wszystkie prawa zastrzeżone
z nami jesteś znany
Liczba odwiedzin: 62405
Ta strona może korzystać z Cookies.
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.

OK, rozumiem lub Więcej Informacji
Informacja o Cookies
Ta strona może wykorzystywać pliki Cookies, dzięki którym może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystając z naszego serwisu, zgadzasz się na użycie plików Cookies.
OK, rozumiem